Izrael – Eilat, Morze Martwe, Jerozolima, Betlehem

DZIEŃ 1 – SOBOTA

Wylatujemy do Izraela z lotnika Warszawa Okęcie w dn. 21/01 (sobota) o godz. 7:20. Lot trwa cztery godziny, przelatujemy nad Ukrainą, Rumunią, Bułgarią, Turcją i Morzem Śródziemnym.

Płytę międzynarodowego lotniska w Ovdzie przemierzamy pieszo, kierując się do odprawy celnej. Podchodząc do okienka, proszeni jesteśmy o informacje jak długo zamierzamy zostać w Izraelu, w jakim hotelu spać, z kim i po co przylecieliśmy. Rozmowa przebiega sympatycznie do momentu gdy prosimy o nie wbijanie pieczątki izraelskiej do paszportu tylko na oddzielną kartkę wizową. Spotyka się to z nieszczerym zaskoczeniem celniczek i pytaniem „Ale dlaczego?”. Oczywiście to tylko pozór, gdyż ogólnie wiadomo, że nie wszystkie kraje świata chcą bezproblemowo odprawić u siebie pasażerów z paszportami z izraelskimi pieczątkami… Po udzieleniu nie do końca szczerej odpowiedzi ;-), dostajemy karteczkę wizową do wypełnienia a następnie pieczątki i… witamy w Izraelu.

Warto nadmienić, że mieliśmy w naszych paszportach pieczątki z Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Kataru i nie spowodowało to żadnych dodatkowych pytań czy opóźnień w odprawie.

Przed przylotem wykupiliśmy transfer z lotniska pod hotel w Eliacie (https://eilatshuttle.com/pl/) za 8 USD od osoby. Mieliśmy obawy, że w związku z faktem, że lądujemy w Szabat (dzień święty w judaizmie, który trwa od zmroku w piątek do zmroku w sobotę, podczas którego Żydzi ortodoksyjni nie podejmują żadnych prac) inne autobusy mogą nie kursować. Nasz przewoźnik na stronie jasno zaznaczył, że kursuje 7 dni w tygodniu.. I tak też było. Przejazd jest dopasowany do lotów – zwykle odbywa się godzinę po wylądowaniu. Autobus komfortowy, klimatyzowany. Wiezie nas pod sam hotel – pryz okazji firma zachęca do skorzystania ze swoich płatnych wycieczek do Jerozolimy, Jordanii, Egiptu itd.

Z mikrusowego lotniska Ovda (parterowy blaszak – nie spodziewajcie się żadnych sklepów po wyjściu z lotniska) można wyruszyć w kraj także transportem publicznym – linia 282 zabierze nas do Eilatu (przystanek jest dosłownie przy wyjściu z terminala), 392 do Beer Shewa z którego można jechać dalej do Jerozolimy. Bilety należy kupować u kierowcy.

Nasz transport jedzie drogą „12” momentami przy samej granicy z Egiptem. Po drodze podziwiamy krajobraz Izraela – pustynne wzgórza okraszone co jakiś czas opuszczonymi (bądź nie) bunkrami, czołgami lub innymi znamionami państwa wojskowego. Po 40 minutach docieramy do Eilatu a jako że nasz hotel znajduje się w centralnej części miasta zostajemy odwiezieni w pierwszej kolejności.

Zostajemy w hotelu – Eilat Club Hotel, który rezerwujemy wcześniej przez portal booking.com Za noc płacimy ok. 120 zł./os. otrzymując w zamian apartament dwupokojowy (sypialnia i pokój dzienny) z balkonem. W pokoju dziennym aneks kuchenny (zlew, mikrofala, lodówka, czajnik, zastawa kuchenna). Na przywitaniu zostajemy ugoszczeni czekoladkami oraz winem. Na terenie hotelu znajduje się kilka dużych basenów (tylko część otwarta jest w styczniu – pora zimowa), dwa duże jacuzzi na otwartych powietrzu, siłownię (do której nie udało nam się dotrzeć), restauracje (w których nie jemy – cena śniadania ok. 65 pln). I to tyle jeśli chodzi o naszą bazę hotelową – może poza tym, że przylatujemy jak wspomniałem w Szabat, recepcja jest otwarta, ale ratownik basenowy ma wolne i kąpiel jest wzbroniona. Tak więc w sobotę z wygód basenowych nie skorzystamy J

Od razu udajemy się nad Morze Czerwone (a konkretniej nad Zatokę Akaba)  – wystarczy przejść ulicę, minąć lotnisko (na którym co rusz lądują kolejne samoloty będące na wyciągnięcie ręki – dla spottersów na pewno ciekawe zjawisko, dla turystów ceniących sobie ciszę to udręka) i jesteśmy na promenadzie. Jako, że mamy styczeń, jesteśmy poza sezonem, kurort jest opustoszały – turyści próbują się opalać bądź zażywać kąpieli, inni raczą się kawą bądź piwkiem w nadmorskich knajpkach słuchając muzyki. Czas płynie leniwie. Dokucza jedynie silny wiatr przypominający, że mamy tutaj zimę.

Temperatura powietrza i wody ok. 20 stopni (czyli tyle ile ma Bałtyk w szczycie sezonu), co powoduje, że miejscowi nie decydują się na kąpiele i noszą zimowe kurtki a przyjezdni w slipkach wylegują się na leżakach.

Kierujemy się pod granicę z Jordanią (Eilat jak słowacka Bratysława, granicy z dwoma państwami: od zachodu z Egiptem (Taba) i wschodu z Jordanią (Akaba)). Pierwsze refleksje o mieści Eilat:

– typowy kurort – przeważają hotele, knajpy, duże jest sklepów z markowymi ubraniami,

– czyste, zadbane miasto, brak bezdomnych czy żebrzących,

– drogo J orientacyjne ceny w sklepie: woda 1,5 l. – od 8 pln, piwo – od 8 pln, humus – od 15 pln, ser żółty paczkowany – od 12 pln, 5 pit – od 10 pln, 1,5l coca-cola – od 8 pln; w restauracjach: obiad od 40 pln (taniej: shoarma od 30 pln, falafel od 15 pln), małe piwo od 14 pln

– turyści śpią nie tylko w hotelach, ale także w namiotach czy kamperach,

– „lokalsi” nastawieni bardzo pozytywnie – co rusz nas pozdrawiają, są pomocni, a co poniektórzy potwierdzają, że łączy ich coś z Polską – albo w niej kiedyś byli, albo ktoś z rodziny był i co nieco opowiedział J

– wymiana waluty (USD na NIS – szekel izraelski) odbywa się w kantorze (kurs ok. 3,76 NIS za 1 USD) lub w bezobsługowym automacie do wymiany walut (kurs nieco gorszy: 3,75 NIS za 1 USD)

Wzdłuż morza przejścia granicznego z Jordanią nie ma – do Taby, której panorama rozprzestrzenia się od wschodu, możemy dostać się z północnego Eilatu. Z plaży możemy tylko zobaczyć zasieki do zupełnie innego kraju. Teraz czas na relaks.

 

DZIEŃ 2 – NIEDZIELA

Kolejny dzień rozpoczynamy od wycieczki rowerowej. Wypożyczamy rowery w http://www.bicycleeilat.com/  (za 2 rowery płacimy ok. 170 pln/24h) – firma funkcjonuje na terenie jednego z hosteli – Sunset motel. Teren do jazdy w Eilacie jest zróżnicowany – po mieście jeździ się wygodnie (też zapewne dlatego, że jesteśmy poza sezonem), ale dość trudno – teren górski, zaliczamy wiele podjazdów i zjazdów. Niestety wygodne poruszanie utrudnia silnie wiejący wiatr. Po raz drugi (po wczorajszym nocnym relaksie z winem na plaży) doceniamy fakt, że mamy czapki zimowe. Objeżdżamy Eilat od północy, wjeżdżamy do Holland Park (nic godnego uwagi), a także na pobliskie górki. Z nich, a konkretniej z wojskowego bunkru, podziwiamy widok na jordańską Akabę. Z drugiej strony widzimy małą bazę wojskową strzeżoną przez wojskowych.

Znacznie lepiej jeździ się na zachód wzdłuż morza w kierunku Egiptu. Tam mamy już ścieżkę rowerową. Kolejno mijamy: międzynarodowy port łączący Izrael z Oceanem Indyjskim (tutaj sprowadzane jest m.in. tysiące samochodów do Izraela, a także miliony ton ropy naftowej), podwodne oceanarium, plażę delfinów, plażę z rafą koralową by wreszcie zatrzymać się na końcu Izraela – granicy z Egiptem.

Kilkadziesiąt kilometrów na rowerze i silny wiatr przez który kostnieją ręce przypominają  nam o jednym – mamy zimę. Mimo to nie przeszkadza na to zrelaksować się w otwartym hotelowym jacuzzi.

Tego dnia zamawiamy jeszcze przez firmę Fun Time Tour & Travel (https://eilatshuttle.com/tours-from-eilat/) wycieczkę nad Morze Martwe i Jerozolimy – koszt 89 USD + 15 USD za „dodanie” do oferty odwiedzin Betlejem. Wycieczki organizowane są przez tę firmę 2 razy w tygodniu – w poniedziałki i piątki.

DZIEŃ 3 – PONIEDZIAŁEK

Bus zabiera nas spod hotelu kilka minut po 6 i dowozi na miejsce zbiórki. Gdy na stacji benzynowej pojawi się już cała grupa podstawiony zostaje autokar i wyruszamy w drogę. Cel nr 1 – Morze Martwe.

Jedziemy ok. 4 godzin z postojem na stacji benzynowej (cena kawy ok. 8 pln, napoju energetycznego XL – ok. 5 pln). Krajobraz dalej ten sam – brak jakichkolwiek mały miasteczek po drodze, jedynie skały, piach, pustynia i gdzieniegdzie „napinanie wojskowych muskułów” (np. 5 czołgów zaparkowanych przy przystanku autobusowym). Na drutach wysokiego napięcia natomiast widzimy pełno kolorowych „piłeczek” – mają być widoczne z daleka dla latających nisko helikopterów…

Morze Martwe robi wrażenie – barwa wody niesamowita, brzeg pokryty solą. Prawdziwą radością jest jednak sama kąpiel w miejscu u podnóża którego znajdują się ruiny Sodomy i Gomory. Jest to najniżej położone miejsce na świecie – 423 metry poniżej poziomu morza a zasilenie jest tak wysokie, że człowiek swobodnie unosi się na powierzchni wody. Naprawdę warto.

Po godzinnym przystanku na kąpiel i pamiątkowe zdjęcia wyruszamy do Jerozolimy. Po drodze kolejny postój na stacji benzynowej gdzie można za 10 pln zrobić kółko na wielbłądzie miejscowego tubylca dumnie paradującego w bluzie AC Milan 😉

Jerozolima. Piękne miasto na wzgórza. Zbliżając się do jego bram dostrzegamy malowniczy krajobraz domków zbudowanych na skalistych górach, które podgrzewają promienie słońca. Po drodze widzimy też slumsy i rudery w których żyją ludzie. Bogactwo Izraela nie dla każdego.

Zatrzymujemy się pod Starym Miastem, przy bramie jafskiej. Kilka ciekawostek:

– Stare Miasto podzielone jest na ćwiartki – dzielnicę chrześcijańską, żydowską, muzułmańską i armeńską

– W Bazylice Grobu Świętego odwiedzamy potencjalne miejsce ukrzyżowania Jezusa (Golgota), jego Zmartwychwstania (Grób Pański). Opiekę nad Bazyliką sprawują różne odłamy religii chrześcijańskiej (zgodnie z dekretem sułtańskim z 1757 roku): katolicy, prawosławni, ormianie, a także przedstawiciele Kościołów koptyjskiego, etiopskiego i syryjskiego. Oznacza to, że jakakolwiek zmiana renowacja musi zostać zaakceptowana przez każdą ze stron, odprawianie mszy odbywa się w jasno określonych godzinach, co i tak nie eliminuje częstych sporów i kłótni.

– Z części żydowskiej do muzułmańskiej dostajemy się po dachu bazaru – tutaj tętni życie: żydowskie i muzułmańskie dzieci się bawią (ale nigdy razem), znajdują się ławki a nawet miejsca do przypięcia rowerów. Stąd można podziwiać piękny krajobraz Jerozolimy

– Kopuła na Skale – miejsce kontrowersyjne. Według Żydów miejsce święte  – to tu Abraham według Biblii chciał złożyć Bogu swoja ofiarę swego syna Izaaka. Według muzułmanów natomiast Mahomet w tym miejscu miał wniebowstąpić i z tego powodu jest to trzecie miejsce (po Mekce i Medynie) pod względem świętości dla tej religii. Na skale zbudowano kopułę i razem z meczetem Al-Aksa stanowi święte miejsce dla muzułmanów a każdy Żyd jest tam personą non-grata

– Żydzie modlą się pod Murem Zachodnim (jego część to słynna Ściana Płaczu) pozostałością po odbudowanej Świątyni Jerozolimskiej przez Heroda a zniszczonej przez Rzymian.

– Ściana Płaczu dzieli się na dwie części – większa (3/4) dla mężczyzn oraz (1/4) dla kobiet. Żeby dostać się pod nią należy przejść przez szczegółową kontrolę. Należy mieć również zasłonięte kolana, kobiety ramiona, a także mieć nakrycie na głowę (na miejscu można wziąć kipi bądź po prostu skorzystać ze swojej bluzy z kapturem J)

– Wiele osób pozostawia w (dosłownie – pomiędzy kamienia) Ścianie Płaczu życzenia do Boga wierząc w ich spełnienie. Ci którzy osobiście nie mogą ich tam pozostawić, wysyłają je do swoich bliskich z prośbą o włożenie bądź korzystają z odpłatnych usług firm)

Wychodzimy bramą gnojną, wsiadamy do autokaru i jedziemy do Betlejem (ok. 8 km). Betlejem jest w całości położone w tzw. Zachodnim Brzegu Jordanu (Autonomia Palestyńska administrowana przez Izrael). W większości sklepach nie widzimy już napisów hebrajskich tylko arabskie. Powiewają flagi Palestyny. Od 2006 roku miasto zostało otoczone ośmiometrowym murem, który odgradza je od terenów izraelskich

Wyruszamy do Bazyliki Narodzenia Pańskiego żeby zobaczyć miejsce narodzin Chrystusa. To tutaj Maryja żona Józefa ucieka z Nazaretu przed spisem ludności i decyduje się urodzić Jezusa w stajence wśród zwierząt.

Wracamy ponad 5 h z dwoma postojami na stacjach benzynowych. W Ejlacie meldujemy się ok. 23:30.

DZIEŃ 4 – WTOREK

Wracamy o godz. 9:55 autobusem 282 (koszt przejazdu: 21,5 NIS czyli ok. 22 pln). Autobus jest pełen, przewoźnik decyduje się podstawić drugi. Jedziemy około godziny. Jesteśmy dwie godziny przed odlotem, co wydaje się dużą przesadą w związku z faktem, że lotnisko jest malutkie i w tych godzinach są tylko dwa odloty – Ryanair do Krakowa i trochę później Wizzair do Warszawy. Okazuje się jednak, że lepiej być trochę wcześniej…

Wjazd do Izraela był niezwykle sprawny, ale wyjazd już nie – mnogość kontroli (dwukrotne skanowanie bagażu), odpytywanie każdego przez celniczki  (co widzieliśmy, gdzie byliśmy, gdzie mieliśmy noclegi, skąd się znamy, czy mieszkamy razem w Polsce, co robiliśmy w krajach arabskich, czy zamierzamy wrócić do Izraela itd.) powoduje, że półtorej godziny spędzamy w zmienianiu kolejek po uzyskanie finalnej zgody na powrót do kraju J Później już tylko wejście na pokład i… koniec wakacji.

Ciekawostka – Dlaczego Żydzi noszą pejsy?
Wynika to z zapisu w Księdze Kapłańskiego (3 księga z Pięcioksiągu Mojżeszowskiego – Tory), czyli części Starego Testamentu: „Nie będziecie obcinać w kółko włosów na głowie. Nie będziesz golił włosów po bokach brody”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *